0
watsky 4 września 2017 13:35
Cześć,

niedawno wróciłem z miesięcznej "podróży" po Rosji i Ukrainie, po drodze zahaczyłem również na chwile Mołdawię i Naddniestrze. Całość zajęła 23 dni, podróżowałem przede wszystkim pociągami i od czasu do czasu busikami bądź marszrutkami. W sumie trasa wyniosła ok. 7500km, a jej koszt to ok. 2200-2500zł+wiza do Rosji 500zł. Z uwagi na ogromne odległości starałem się jeździć nocnymi pociągami ponieważ inaczej 2 miesięcy by zabrakło żeby zrealizować plan. Poniżej parę zdjęć na dobry początek, w najbliższych dniach będzie pojawiać się relacja.

Dodaj Komentarz

Komentarze (20)

watsky 4 września 2017 14:37 Odpowiedz
Plan:-Lwów-Kijów-Smoleńsk-Sankt Petersburg-Moskwa-Charków-Krzywy Róg-Odessa-Tyraspol-KiszyniówDzień 1Pobudka wcześnie rano i wyjazd z Bielska-Białej do Krakowa o 5.50 aby jak najwcześniej dojechać do Lwowa.Standardowa podróż przez Kraków, Rzeszów i Przemyśl. Granicę przechodzę pieszo w 5 minut i chwilę później jestem za 38 hrywien w marszrutce do Lwowa. Przybywam ok. 18 i mam w tym pięknym mieście ok. 24 godzin do odjazdu do Kijowa nocnym pociągiem. Nie będę się rozpisywał na temat Lwowa ponieważ jest już rozłożony na czynniki pierwsze na forum, a sam już byłem 4 razy i wiele zdjęć nie robiłem ani nie zwiedzałem. Mogę tylko potwierdzić, że nadal jest tanio i bardzo przyjemnie.Dzień 2Na wieczór mam kupiony przez internet i wydrukowany ( wystarczyło mieć bilet w wersji elektronicznej w telefonie) bilet do Kijowa w coupe. Cena? Całe 35zł. Dzień 3 Podróż była bardzo przyjemna i wygodna, coupe zdecydowanie na plus ponieważ mam 190cm i nie musiałem się martwić, tak jak w plackarcie, czy nie blokuje przejścia w pociągu ? Rano, ok 9, przybywam do Kijowa i idę skorzystać do McDonalda z internetu aby znaleźć hostel. Bez większych problemów udaje się na nogach do hostelu, który mieści się zaraz obok metra i stadionu narodowego. Cena, jeśli dobrze pamiętam, ok 20zł i co mnie bardzo zaskoczyło, prowadzący hostel mówił po polsku :o Pierwsze wrażenie bardzo dobre, nawet szklane wieżowce się znalazły! Budynki w miarę zadbane w porównaniu do Lwowa, oczywiście dużo, bardzo dużo zabudowy socrealistycznej, co akurat dla mnie jest plusem ponieważ bardzo mi się ona podoba. Trochę zmęczony po przyjeździe myje się, chwilę odpoczywam i ładuje telefon. Następnie idę na spacer koło stadionu, na Chreszczatyk i Majdan. Bardzo zadbane centrum, mi się podobało. Majdan wszyscy pamiętamy z tragicznych wydarzeń, teraz jest to raczej miejsce do robienia biznesu niż miejsce pamięci. Poznani w dalszej części podróży Ukraińcy sami mówili, że wojna i tamte wydarzenia są wykorzystywane tylko po to żeby zarobić, mi jednak zrobiło się smutno kiedy stanąłem na Majdanie bo pamiętam co widziałem w telewizji.Przez resztę dnia kręcę się po Kijowie, a wieczorem udaje się do hostelu ponieważ jestem zmęczony, a jutro czeka dużo zwiedzania.Ciąg dalszy nastąpi
pabien 4 września 2017 14:45 Odpowiedz
Bardzo mnie cieszy, że na zdjęciach znalazł się budynek Dierżpromu. To jeden z najbardziej niedocenianych skarbów architektury konstruktywistycznej.
grzes830324 4 września 2017 15:32 Odpowiedz
Relacja zapowiada się ciekawie, trzymam kciuki by wylądowała w relacjach miesiąca. Pytanie, nie jechałeś przez Pridniestrowie?
watsky 4 września 2017 15:34 Odpowiedz
Grzes830324 napisał:Relacja zapowiada się ciekawie, trzymam kciuki by wylądowała w relacjach miesiąca. Pytanie, nie jechałeś przez Pridniestrowie?Oczywiście, że jechałem. Był to jeden z głównych celów podróży. Spędziłem tam 10 godzin.
jerzy5 5 września 2017 01:02 Odpowiedz
Dawaj dalej, lubię te klimatyA przy okazji, wyraźnie ominąłeś Białoruś, czy to specjalnie?
tomo14 5 września 2017 08:16 Odpowiedz
@Grzes830324Jechał, bo 4 od góry fotka to Lenin przed budynkiem naddniestrzańskiego parlamentu.
elwirka 5 września 2017 08:47 Odpowiedz
jerzy5 napisał:A przy okazji, wyraźnie ominąłeś Białoruś, czy to specjalnie?Wiza na Białoruś to kolejne koszty.
watsky 5 września 2017 09:32 Odpowiedz
jerzy5 napisał:Dawaj dalej, lubię te klimatyA przy okazji, wyraźnie ominąłeś Białoruś, czy to specjalnie?Najpierw chciałem jechać również przez Białoruś ale koszt wizy 350zł, czyli razem z rosyjską prawie 900zł, spowodował, że zostawiłem ją na następny raz. Nie opłacało się wyrabiać wizy żeby być tam tylko chwile, a za rok spędzę tam dużo więcej czasu.
watsky 5 września 2017 15:32 Odpowiedz
Dzień 4Ten dzień jest zaplanowany jako najbardziej intensywny. Zamierzam odwiedzić Ławrę Peczerską, matkę ojczyznę i muzeum II Wojny światowej. Upał nieprawdopodobny, 36 stopni w cieniu ale jakimś cudem udaje się zwiedzić Ławrę. Polecam jednak wybrać chłodniejszy dzień bo do chodzenia jest sporo, a nigdzie praktycznie nie ma cienia. Ławra jest bardzo ładna i zadbana są świetne widoki na panoramę Kijowa i Dniestr. Wejście bodajże 20 hrywien ale widziałem, że większość ludzi wchodziła ot tak, bez biletu. Następnie udaje się pod matkę ojczyznę, niedaleko od ławry, ok 10 minut na nogach. Wstęp na teren parku? Bezpłatny, są armaty, czołgi, helikoptery. Wejście do muzeum tych pojazdów na świeżym powietrzu jest możliwe za jakąś niewielką opłatą, ja tam nie poszedłem. Są oczywiście odznaki miast radzieckich i wielki pomnik z tamtych czasów. Polecam muzeum II Wojny Światowej raczej że względu na tematykę Donbasu, a nie samej wojny i historii Ukrainy bo i tak wszystko jest po ukraińsku, więc ciekawsze jest poogladanie eksponatów z terenów objętych konfliktem. Te trzy atrakcje zajmują mi ok. 6 godzin. W drodze powrotnej zahaczam o stacje metra Arsenalna. Ze stoperem w ręce na sam dół jedzie się 4.30 minut. Dzień 5Upał nadal daje się we znaki więc jadę nad Dniestr metrem. Wysiadam na stacji Hipodrom i przechodząc w lewo przez most siadam na plaży. Dużo ludzi z dzieci się kąpie, są bary i budki z jedzeniem. Po południu idę do pozostałych cerkwi, cerkwii św. Andrzeja, Zaśnięcia Matki Bożej i Monastyru św. Michała Archanioła. Po drodze chciałem zwiedzić dom Michaiła Bułhakowa ale zobaczyłem z zewnątrz jego pomnik i budynek i stwierdziłem, że to nie ma sensu. Wieczorem jeszcze przechadzając się po mieście zobaczyłem złote wrota i operę kijowską, któreś porównaniu do Lwowskiej jest bardzo przeciętna. Ciąg dalszy nastąpi
watsky 5 września 2017 18:49 Odpowiedz
Dzień 6 O godzinie 9 mam umówionego bla bla cara do Czernihowa. Dostaje się tam metrem i bez większych problemów odnajduję samochód. Koszt przejazdu? 10 zł :D Po ok. 2.5h melduje się w Czernihowie, z którego mam zamiar przedostać się do Rosji. Wtedy nie byłem świadomy, że to co właśnie robię to największy błąd podczas wyprawy. Przechodzę całe Czerniowce na nogach i udaje się na wylotówkę w stronę granicy, mam zamiar łapać stopa/marszrutkę. Tutaj pierwsza przeszkoda, po pierwsze ruch jest zbyt duży i nikt się nie zatrzymuje, po drugie, nie umiem czytać wystarczająco szybko cyrylicy żeby machnąć na dobrą marszrutkę. Po godzinie zatrzymuje pierwszą lepszą i okazuje się, że jedzie 40km w stronę granicy, wsiadam płacąc 15 hrywien i ciesze się z tego, że zbliżam się do granicy. Niestety radość trwała do momentu kiedy wysiadłem z busika. Wylądowałem na wsi, która składała się z "dworca", sklepy i baru, a prawdopodobnie najbliższa marszrutka do granicy jedzie za 4 godziny. Chcąc nie chcąc łapie stopa i okazuje się, że idzie to sprawnie ponieważ po 15 minutach jadę z Ukraińcem w samochodzie z litewskimi rejestracjami na granice. Jest bardzo zdziwiony, że tutaj jestem ale jedzie się przyjemnie. Po drodze przechodzimy kontrole dokumentów w szczerym polu. Zatrzymali nas na posterunku wojskowym żołnierze ukraińscy. Kierowca był zdenerwowany ale nie przyczepili się do mnie. Granice przechodzę pieszo, po obu stronach kontrola bagażu, a po stronie ukraińskiej obwąchał mnie pies. Panie w okienkach pytały o cel podróży itd ale ich nie rozumiałem, a na język angielski zareagowały, wsio, priwet russia! Ucieszony idę kawałek drogą i wtedy dociera do mnie jedno, najbliższe miasto jest za 250km, nie ma tutaj żadnego kantoru, żadnych busów, żadnych domów, nie ma nic! Dochodzę do stacji paliw i próbuję łapać stopa ale z marnym skutkiem ponieważ wszystkie samochody są pełne. Po 2 godzinach ruszam pieszo przed siebie i łapie stopa. Nikt się nie zatrzymuje oprócz jednej terenówki, która okazuję się strażą graniczną. Kontrola dokumentów, trochę żarcików i podsumowanie: wioska za 17km. No to idę. W końcu ktoś się lituje i podwozi mnie do rzekomej "wioski". Jeden sklep i drewniane domki, a ja liczyłem na kantor bo mam tylko dolary i hrywny. Idę do owego sklepu ale na widok moich dolarów zostaje życzliwie wyśmiany i odesłany na przystanek bo "za ileś będzie maszyna". Dalszą część pieszej wędrówki umila mi były radziecki żołnierz, który był również nauczycielem geografii. Jest zdziwiony skąd się tutaj wziąłem, wypytuje mnie o Polskę, o to dlaczego nie jestem w armii i mówi, że on ma Sowiecki Sajuz w sercu. Oczywiście żywo nienawidzi Ukrainy, zresztą jak każdy inny napotkany Rosjanin, ale o tym później. Zmywam się stamtąd czym prędzej i od razu łapie stopa do następnej wioski. Tutaj jest już normalny sklep z klimatyzacją, miał też coś na wzór bankomatu ale okazało się, że jest to urządzenie do doładowywania telefonu. Mówię sobie, no trudno i idę dalej. Na moje szczęście, a było już prawie ciemno, po 5 minutach łapie starą ładę 2107! Taki klasyk, moim marzeniem było się nim przejechać. W środku matka z synem. Po raz kolejny Rosjanie nie mogą zrozumieć co ja tutaj robię. Matka zasypuje mnie pytaniami typu: Dlaczego nie siedzisz w Polszy? Student? Dlaczego nie w armii? Najbardziej mnie zdziwiło pytanie o to czym mam mamę. Stwierdziła, że moja mama nie powinna mnie nigdzie wypuszczać, a tym bardziej do Rosji bo tutaj jest niebezpiecznie. Ona swojego syna ma w sercu i nigdzie poza wioskę go nie wypuszcza. W milutkiej atmosferze i przy dźwiękach ruskiego techno/rapu dojeżdżam to malutkiego MIASTA. Niestety kantory tam nie występują. Wychodzę z miasta na wylotówkę i rozgaszczam się na parkingu zaraz za stacją paliw aby przetrwać noc...
pawel-p 5 września 2017 19:09 Odpowiedz
Fajna wycieczka, ale ..ps.warto może byłoby chociaż niektóre zdjęcia podpisać - np w komentarzu do pliku ;)
watsky 5 września 2017 19:34 Odpowiedz
paweł p napisał:Fajna wycieczka, ale ..ps.warto może byłoby chociaż niektóre zdjęcia podpisać - np w komentarzu do pliku ;)Ale? Z chęcią się dowiem co źle robię i poprawie. Dzisiaj wieczorne podpisze zdjęcia, żeby było wiadomo co przedstawiają.
pawel-p 5 września 2017 21:21 Odpowiedz
Po prostu fajniej się ogląda jak wiadomo co jest na zdjęciu.
watsky 5 września 2017 21:33 Odpowiedz
paweł p napisał:Po prostu fajniej się ogląda jak wiadomo co jest na zdjęciu. Zdjęcia podpisane, mam nadzieję, że będzie lepiej.
tomo14 5 września 2017 23:25 Odpowiedz
@watskyTa Lada to 2103 a nie 2107 :D
jerzy5 6 września 2017 01:29 Odpowiedz
watskytak mi się wydaje, że wyczuwam luz w Twojej relacji, zwłaszcza na terenie Rosji, może razem na Białoruś, póki co ja byłem tylko w Grodnie i jestem niezaspokojony
watsky 6 września 2017 10:08 Odpowiedz
Tomo14 napisał:@watskyTa Lada to 2103 a nie 2107 :DTo czy w takim wypadku dalej jest to wymarzona przejażdżka?? Załóżmy, że tak. Dzisiaj postaram się dokończyć relacje.
tomo14 6 września 2017 14:20 Odpowiedz
Jak najbardziej, bo 2103 to większy klasyk niż 2107 :D Kończąc OT - czekam na dalszy ciąg relacji.
watsky 6 września 2017 20:20 Odpowiedz
Dzień 7O dziwo noc przebiega bez żadnych przeszkód, budzę się o 5 rano i idę drogą w stronę oddalonego o 200km Briańska. Po drodze oczywiście łapię stopa i po kilku kilometrach udaje mi się. Dojeżdżam do miejscowości Nowozybkow. Z dworca odjeżdżają busiki do Briańska ale jest jeden problem, mam tylko dolary. Pani w kasie nie chce mi sprzedać biletu w innej walucie niż ruble ale po chwili zostaję otoczony wianuszkiem taksówkarzy, którzy z wielką ochotą wymieniają mi je. Kurs 1zł-15 rubli czyli całkiem dobrze. Dzięki pomocnym panom jadę sobie busikiem do Briańska. Po kilku godzinach, wymordowany i zmęczony, docieram na dworzec. Od razu widzę, że to miasto jest tragiczne. Nigdy nie widziałem, gorszego miejsca. Chaos, tłumy ludzi, masa samochodów itd. Można powiedzieć: 'Dziki zachód na wschodzie Europy". Idę coś przekąsić bo dawno nie jadłem, tutaj kolejne negatywne zaskoczenie. To, że nie ma menu po angielsku nie dziwi mnie w ogóle ale to, że pizza ma spód jak szarlotka, jest z majonezem, ma groszek i wątpliwej jakości szynkę... Zjadam ale potem mam kłopoty żołądkowe. W drodze na dworzec szukam jeszcze poczty Rassiji ale oczywiście trafiłem na przerwę. Czym prędzej kupuję bilet na busik do Smoleńska i wyjeżdżam z tego strasznego miasta.Po 4 godzinach docieram do Smoleńska i idę się umyć i spać ponieważ ostatnie 2 dni były wyjątkowo ciężkie.Dzień 8Rano idę na spacer po Smoleńsku. Szczerze powiem, że myślałem,że to miasto ma maksymalnie 15000 ludzi, a tu niespodzianka prawie 400000. W porównaniu do Briańska, bajka. Ulice całkiem zadbane, kamieniczki odnowione, ładne pagórki i piękna cerkiew na szczycie. Po południu udaję się do memoriału Katyńskiego miejską marszrutką. Miejsce, które trzeba odwiedzić będąc w okolicy, niech zdjęcia opowiedzą co widziałem. Następnie udaje się na miejsce katastrofy tu-154. O dziwo jest to teren odgrodzony wysoką bramą i nie ma przejścia. Nie po to jechałem taki kawał żeby nie odwiedzić tego ważnego miejsca, więc ładuję się przez 2 metrowe krzaki na teren wojskowego lotniska. Po drodze, w tych krzakach, mijam dwóch żołnierzy z kałachami i jednego żołnierza na rowerze też z kałachem. Nie wiem jakim cudem ale mógłbym bez problemu wejść na samą płytę lotniska, które ponoć jest zamknięte dla ludzi. Miejsce katastrofy jest ogrodzone siatką i zarośnięte, jest tam mały kamień upamiętniający dzień katastrofy. Zdziwiło mnie to, że samolot rozbił się NA PRAWDE zaraz obok drogi i miejsc pracy wielu ludzi. Wieczorem idę na główny deptak Lenina gdzie spędzają czas mieszkańcy Smoleńska.Dzień 9Tego dnia w nocy mam pociąg do Petersburga więc śpię długo, a po południu idę na dworzec naładować telefon żeby na 17 mieć pełny. W pociągu spotykam Rosjanina, który zaskoczony, że tutaj jestem wypytuje skąd przybyłem, gdzie jadę, dlaczego itd. Nie mogło zabraknąć zaproszenia na kilka dni do domu w Petersburgu, poczęstunku koniakiem, jedzeniem i pytań o politykę, historię i inne niewygodne tematy. Ok. północy zasypiamy i budzimy się rano w Petersburgu.Dzień 10O 10 melduję się w hostelu i idę na miasto. Petersburg jest piękny i dodatkowo pogoda sprzyja. Odwiedzam Ermitaż i przechadzam się po mieście. Po południu odwiedzam sobór św. Izaaka i wchodzę na taras widokowy. Na taras warto wejść, a do środka niekoniecznie. Oglądam też z zewnątrz Sobór Zmartwychwstania Pańskiego, które chcę w dniu następnym obejrzeć w środku. W nocy idę zobaczyć zwodzone mosty. Zdecydowanie warto.Dzień 11Rano udaję się do Peterhofu. Dojazd busikiem. Wchodzę na teren ogrodów i spędzam tam kilka godzin. Bardzo ciekawe miejsce i niesamowity przepych. Po południu idę do Soboru Zmartwychwstania, całkiem ładny, ale z zewnątrz robi dużo lepsze wrażenie. W środku sami Azjaci z aparatami co zniechęca do wchodzenia. Przez resztę dnia chodzę po mieście. Możliwe, że zapomniałem o niektórych miejscach, które odwiedziłem, ale szczerze nie wszystko dobrze pamiętam.Dzień 12 Dzień przeznaczony na odwiedzenie drugiej strony rzeki na przeciwko Ermitażu i chodzenie po mieście. Po południu udaję się na obrzeża na dworzec kolejowy skąd mam pociąg nocny do Moskwy.Dzień 13Rano przyjazd do Moskwy i po wyjściu z dworca trzeba zbierać szczękę z podłogi. Dwa pałace kultury! Idę szybko do hostelu, który znajduje się obok kolejnego pałacu :D Niestety wszędzie remonty na Mistrzostwa Świata,a na Placu Czerwonym stoją ogromne trybuny bo tydzień później jest jakaś parada... Tak na prawdę w Moskwie raczej oglądam miasto, monumentalizm, a nie zwiedzam zabytki. Przechadzam się po skraju Placu Czerwonego, w okół murów Kremla i tak mija mi dzień.Dzień 14Rano udaję się na dworzec celem kupienia biletu do Woroneża, a przy okazji odwiedzam dzielnicę biznesową, która robi wrażenie. Po południu wchodzę na teren Kremla i na Dzwonnicę Iwana Wielkiego skąd mam fantastyczny widok na Kreml i całe miasto. To były chyba najlepiej wydane ruble w całej podróży. Następnie jadę na obrzeża do muzeum wódki, ciekawe miejsce ale dwie godziny w dwie strony żeby 20 minut pochodzić to duży dylemat. Drugi raz bym tam nie poszedł. Po zwiedzaniu jest degustacja jakiegoś nisko % alkoholu. W drodze powrotnej zwiedzam metro co zajmuje mi na prawdę duuuużo czasu. Przejazd z pierwszej do ostatniej stacji to godzina.Dzień 15Jeżdżę po mieście, przechadzam się, odwiedzam 4 spośród 7 sióstr (budynki podobne i niekiedy większe niż nasz Pałac Kultury), a wieczorem wyjeżdżam do Woroneża.Dzień 16Rano przyjazd do Woroneża i szybki transport na wylotówkę do McDonalda skąd mam blabla do Biełgorodu. Po południu docieram i próbuje znaleźć jakąkolwiek restauracje żeby zjeść obiad. 2 godziny prawie mi zajęło żeby coś wyszukać,a trzeba przypomnieć, że to miasto ma ok 400000 mieszkańców. Dzień 17O 8 mam autobus do granicy z Ukrainą, wysiadam na granicy i udaję się pieszo. Każdy przechodzi w minutę ale mi schodzi prawie 30 minut. Podziękować mogę Polskiemu obywatelstwu i zapewne pomógł też napis Unia Europejska. Kilka telefonów, zaproszenie do innego budynku, dziwne pytania, których w 90% nie rozumiałem. W końcu chcieli mnie zaprosić na przesłuchanie ale zorientowali się, że się nie dogadamy. Po 30 minutach jestem po drugiej stronie granicy, zaglądam do Tax Free. Ceny alkoholu rzucają na kolana. Litr wódki 2.5 euro. Już na Ukrainie łapie busa do Charkowa, w którym mam się spotkać ze znajomym podróżnikiem poznanym rok temu. Dzień mija na popijaniu różnych trunków i chodzeniu po Charkowie, który prócz Dierżpromu, rzeki i kilku ładnych budynków nie ma wiele do zaoferowania.Dzień 18Tego dnia odwiedzam Dierżprom i oglądam jak mieszkańcy świętują Dzień Charkowa. Wszędzie są flagi Unii Europejskiej, można też zauważyć, tak jak we Lwowie i Kijowie, pojazdy zakupione z pieniędzy UE. Wieczorem wsiadam w pociąg nocny do Krzywego Rogu.Dzień 19W trakcie podróży poznaje dwóch młodych studentów z Ukrainy. Gadamy całą noc i wymieniamy się masą spostrzeżeń. Na prawdę szkoda mi się ich zrobiło tak jak i wszystkich normalnych obywateli Ukrainy. Rano docieram do Krzywego Rogu i trafiam na kolejne święto, Dzień Niepodległości. Miałem być tutaj do wieczora, a będę 2 dni. Dzień spędzam na oglądaniu życia ludzi i chodzeniu po mieście, jedyną atrakcję, "metro" zostawiam na następny dzień.Dzień 20Jeżdżę pół dnia pseudo metrem. Nie wiem co przyświecało budowniczym ale stacja metra na kilkadziesiąt metrów, na którą przyjeżdża tramwaj z dwoma wagonami to dziwne rozwiązanie. Miasto przytłacza swoim zacofaniem i brudem. Czy tak było u nas 30-40 lat temu? Nie wiem, nie mogę tego pamiętać ale zapewne tak było. W nocy jadę do Odessy, w której chce się przespać aby dzień później odwiedzić Naddniestrze.Dzień 21Rano przyjazd do Odessy. Byłem już tutaj rok temu więc chodzę sobie po deptaku i udaje się na plaże. Siadam na bunkrze i przez kilka godzin patrze przed siebie. Po południu kupuje bilet na rano do TyraspoluDzień 22Rano odjazd do Tyraspolu, granica praktycznie bez problemów, tylko długo schodzi. Dostaję kartkę wjazdową na 10 godzin i czekam na to czym mnie zaskoczy Tyraspol. Po pierwsze porządek. Po drugie gdzie są ludzie i samochody? Po trzecie przecież w tym komunistycznym skansenie nie ma nic,a główne atrakcje są w jednym miejscu i w zasięgu wzroku. Chodzę więc po Tyraspolu, a pomnik Lenina, czołg t-34 zostawiam na koniec. Wieczorem wsiadam w busa do Kiszyniowa.Dzień 23W Kiszyniowie również już byłem więc pierwsze co robię to kupuję bilet do Czerniowców. Zmartwiło mnie to, że jedzie w nocy ponieważ co ja będę tutaj robił tyle godzin, a po drugie trochę się boję dróg. Rok temu podróż w dzień nie należała do przyjemnych. Przez cały dzień chodzę po Kiszyniowie i siadam w knajpkach. Wieczorem wsiadam w autobus i liczę na to, że mimo tego, że planowany przyjazd jest o 6.30 to przyjedziemy przed 6.11. O 6.11 mam w planach jechać szybkim pociągiem do Lwowa.Dzień 24Podróż minęła całkiem znośnie nie licząc granicy, na której staliśmy bardzo długo. Do Czerniowców docieram o 5.30 więc jestem bardzo zadowolony. Biorę taksówkę na dworzec kolejowy i przed 6 jestem na peronie. Na nogach na pewno bym nie zdążył bo oba dworce dzieli solidna odległość. Kupuje szybko bilet i o 6.11 wyruszam do Lwowa. Pociąg przypomina trochę nasze darty i jest spalinowy. Po 3.5h jestem na dworcu we Lwowie. Byłem tutaj już kilka razy więc po prostu napawam się atmosferą i cenami. Dzień 25Z samego rana wyjeżdżam marszrutką na granicę, dosłownie w minutę przekraczam granicę i wsiadam w busa do Przemyśla. Stąd do Rzeszowa jadę pociągiem i w trakcie podróży kupuje bilet na polskiego busa do Krakowa. Ok. 19.30 jestem w Bielsku-Białej.Podsumowanie:Podróż jednak trwała 25 dni :D Jeśli macie jakiekolwiek pytania to z chęcią odpowiem. Przepraszam za chaos, błędy i ogólną małą czytelność relacji, ciężko streścić tyle wspomnień.Pozdrawiam
don 13 września 2017 10:02 Odpowiedz
dzieki, fajnie sie czyta