0
watsky 19 sierpnia 2016 13:33
WSTĘP:

Jak niektórzy mogli zauważyć planowałem podróż po stolicach Europy Środkowej, Praga, Budapeszt, Bratysława i Wiedeń ale jak wiadomo życie jest nieprzewidywalne dzięki czemu wpadł mi do głowy pomysł na podróż po Ukrainie i Mołdawii. Pierwszy krok i pierwszy problem, nie miałem paszportu. Tutaj bardzo miła niespodzianka po dokładnie 10 dniach od złożenia wniosku czekał na mnie nowiutki dokument. Plan podróży przygotowany w trakcie oczekiwania na paszport więc 2 dni po jego odebraniu został zaplanowany wyjazd.

1 DZIEŃ 3.08

7.00 wyjazd z Bielska-Białej do Krakowa. Niestety pierwszy etap podróży i od razu spore problemy, żaden z planowych autobusów nie przyjechał prócz jednego przepełnionego, którym nie pojechaliśmy ponieważ nie zmieścilibyśmy się z naszymi bagażami. Zamawiamy bla bla car i 8.15 jedziemy do Krakowa. 40 minut niezakłóconej jazdy przerywa na stłuczka... Musimy wziąć swoje rzeczy i na wsi pod Oświęcimiem czekamy na jakiegokolwiek busa. Szczęście nam sprzyja bo po 15 minutach już jedziemy w stronę Krakowa. Dalsza część trasy Kraków-Rzeszów-Przemyśl-Medyka przebiega bez zakłóceń i po stronie Ukraińskiej meldujemy się ok 17 ich czasu.
Na dworcu po stronie Ukraińskiej pierwszy szok, autobus którym mamy jechać jest zdezelowany i okropnie przepełniony. Po 2 godzinach męczarni, cały czas na stojąco, przybywamy do Lwowa. Po ok. 40 miutach znajdujemy nasz hostel, który znajduje się na samym rynku. Lwów zrobił na nas całkiem dobre wrażenie, vardzo ladne kamienice, dużo pomników i kościołów, obraz psuje wszechobecny zapach kanalizacji. W hostelu odpoczywamy parę chwil i wieczorem przechadzamy się po starówce.

DZIEŃ 2



Drugi dzień zapowiadał się intensywnie, zaczęliśmy od zwiedzenia rynku i okolicznych uliczek, następnie pojechaliśmy zobaczyć Cmentarz Łyczakowski, wywarł na mnie spore wrażenie. Po południu wyruszyliśmy na poszukiwania podwórza zabawek. Pytając mieszkańców jak tam dojść każdy mówił nam, że nie wie ale gdy szliśmy już zrezygnowanie podbiegł do nas chłopczyk i zaprowadził do celu. Miejsce fajne ale w wyobraźni widziałem to jako coś większego. Na koniec dnia wybraliśmy się na Wysoki Zamek. Szczerze nie polecam, widok tylko na tą przemysłowo/blokową stronę miasta. Panorama na centrum zarośnięta krzakami.
Późnym popołudniem poszliśmy jeszcze na pchli targ, do manufaktury cukierków, te miejsca mogę polecić ale lepiej nie mówić na targu po polsku bo od razu cena skacze X kilka. Wieczorem odwiedziliśmy teatr piwa, świetne miejsce z kapelą na żywo.

DZIEŃ 3

Po zjedzeniu śniadania udaliśmy się do manufaktury czekolady. Miejsce ciekawe ale nic specjalnego, kupiliśmy na próbę ich czekolade i smakowała jak każda ze sklepu. Kolejnym celem było więzienie NKWD. Niestety przyszliśmy tam o godzinie 13 i akurat była przerwa, więc poszliśmy zjeść pierożki. Więzienie zrobiło na mnie spore wrażenie, było to jedno z ciekawszych miejsc podczas tej podróży. Na minus kobieta, która chodziła za nami krok w krok. Następnie udaliśmy się do Opery Lwowskiej, bardzo ładny budynek w środku i na zewnątrz, na pewno warto odwiedzić w szczególności, że wejściówka kosztuje 20 hrywien.
Przez resztę dnia włóczyliśmy się po mieście chcąc zobaczyć jak wygląda Lwów poza centrum. Jest biednie, dużo rzeczy zniszczonych ale mi się podobało.

DZIEŃ 4


Po zjedzeniu śniadania poszliśmy jedynie na targ. TO BYŁO COŚ DZIWNEGO. Ilość podrobionego towaru mnie przeraziła. Można tam kupić dosłownie wszystko co człowiek chce ze znaczkiem znanych marek. Obiad zjedliśmy typowo ukraiński tzn. ich barszczyk z burakami i pierogi ze śmietaną. O 17 udaliśmy się pociągiem do Czerniowców. Tutaj kolejne zaskoczenie, prawie 300 km pociągiem z miejscami do leżenia przejechaliśmy ZA 7 zł!! Pociąg stary ale na prawde wygodnie się jechało, w mojej opinii transport kolejowy jest jedynym godnym polecenia na Ukrainie. O godzinie 23.30 przybyliśmy do Czerniowców. Ciemno, późno, my w małym szoku ponieważ dopiero co wstaliśmy ale po wyjściu z dworca widzimy postój taksówek. Po długich rozmowach gdzie chcemy dotrzeć wsiadamy i jedziemy. Kierowca brawurowy ale docieramy w okolice naszego hostelu. Płacimy całe 8 zł z transport z dworca do centrum. Hostelu szukam dobre 30 minut ponieważ nie jest w żaden sposób oznaczony.


Dalsza część relacji i zdjęcia niedługo.Zdjęcia będą w częsciach

CZĘŚĆ I

-- 25 Sie 2016 17:33 --

CZĘŚĆ II

-- 25 Sie 2016 18:15 --

Reszta zdjęć jutro :)CZĘŚC IIICZĘŚĆ IV

Dodaj Komentarz

Komentarze (12)

adler 25 sierpnia 2016 01:21 Odpowiedz
Czekam na dalszą część relacji. Mam wrażenie że za tydzień odbędę podobną wyprawę tyle, że w odwrotnym kierunku :)
mackoz 25 sierpnia 2016 01:49 Odpowiedz
Bardzo miło się to czyta :) Mam wrażenie, że kolega jest młodszy dosyć i tak jakoś... sentyment i olabogastaryjestem :D Ale kontynuujcie proszę Tawarish, już Obolon otwieram ;)
watsky 25 sierpnia 2016 15:24 Odpowiedz
DZIEŃ 5Pobudka wcześnie rano ponieważ o 12 mamy "autobus" do Kiszyniowa. Przechadzamy się po Czerniowcach w celu znalezienia sklepu i zakupienia czegoś na śniadanie, a że jest niedziela to dopiero po jakiś 20 minutach znajdujemy sklep. Czerniowce na pierwszy rzut oka wydają się ładnym miastem ale gdy idziemy w kierunku dworca wszystko się zmienia. Miasto jest bardzo zniszczone i szare. Po drodze na dworzec, ku naszemu zaskoczeniu, spotykamy Francuza, który tak jak my, jedzie do Kiszyniowa. Staje się on naszym kompanem do końca wyprawy. Na dworcu z pomocą naszego nowego kolegi kupujemy bilety i udajemy się w 7 godzinną podróż małym busikiem. Męczarnie niesamowite ponieważ obłożenie było całkowite ale daliśmy radę i z zadowoleniem wysiedliśmy w Kiszyniowie. Pierwsze wrażenie, ale te drogi szerokie i dlaczego nigdzie nie ma pasów i linii? Idąc wzdłuż jakiejś głównej drogi podziwiamy blokowiska i szukamy kantoru. Tak jak w Czerniowcach mamy problem gdyż jest niedziela ale koniec końców udaje się nam wymienić pieniądze. Po rozpakowaniu się w hostelu udajemy się na miasto i kolejna niespodzianka, wszystko jest otwarte do 22 oprócz Andy's pizza i mohito baru.Tego dnia poszliśmy do Andy's pizza i mogę polecić ten lokal, ceny bardzo przystępne i obsługa miła.DZIEŃ 6Od rana chodzimy po Kiszyniowie, tutaj nie ma za bardzo czego zwiedzać, chcą poczuć atmosferę tego miejsca. W mojej opinii misato jest ciekawe ponieważ jest to coś zupełnie innego dla ludzi z zachodu. Na obiad jemy jakieś tradycyjne placki z nadzieniem i oczywiście do tego Mołdawskie wino. Szczerze polecam lokal La Placinte. Wieczorem odwiedzamy mohito bar i tam również miło spędziliśmy czas.DZIEŃ 7 Po przebudzeniu odwiedzamy targowisko w celu kupienia wina i innych pamiątek i ok 12 wyruszamy do Odessy. Autobus prawie pusty, jadą z nami dwaj niemcy. Widoki za oknem bardzo ładne, jest kolorowo i ciekawe toteż droga szybko mija. Zaskoczeniem jest granica ponieważ przekraczamy ją dwukrotnie w dwóch różnych miejscach. Na przejściu sprawdzają nam i niemcom bagaże, jest wesoło ponieważ nikt z nas nie mówi po ukraińsku/rosyjsku, a oni nie mówią po angielsku. Koniec końców ok 17 docieramy do Odessy. Z ogromnymi problemami udaje się nam wypłacić gotówkę z bankomatu i udajemy się do hostelu 2 min od głównego deptaku. Odessa sprawia naprawdę pozytywne wrażenie. Spora część budynków jest zadbana i odnowiona. Morze z bulwaru nadmorskiego podczas zachodu słońca naprawdę ładnie wygląda. Obiad jemy w pizzerii przy deptaku, obsługa w języku angielskim, jedzenie dobre, szczerze polecam, mojej porcji nie mogłem zjeśc do końca. Zwiedzamy Odessę parę godzin i wracamy do hostelu aby następnego dnia mieć siły na dalszą część poznawania miasta i spotkanie z naszym francuskim kolegą.DZIEŃ 8Przez cały dzień zwiedzamy i zachwycamy się Odessą, odwiedzamy operę, schody potiomkowskie, plaże i wiele innych miejsc. Z całego serca polecam Odessę ponieważ nie ma tu takiego szoku jak w Czerniowcach czy Kiszyniowie. Obiad jemy w polecanej na forum puzatej chacie na 6 piętrze centrum handlowego. Wybór całkiem spory, ceny przystępne ale nie wszystko było ciepłe. Wieczorem odwiedzamy różne bary i puby, potwierdza się powiedzenie, że w Odessie impreza trwa całą dobę.DZIEŃ 9/10Ok 11 wymeldowujemy się z hostelu i spędzamy ostatnie chwile na mieście, Ok 14 udajemy się na dworzec kolejowy z zamiarem kupienia biletów do Lwowa, niestety tak jak się spodziewaliśmy wszystko wyprzedane na 2 tygodnie do przodu. Próbujemy znaleźć połączenia do miast typu Winnica aby stamtąd pojechać do Lwowa ale nic nie znaleźliśmy. o 16 poszliśmy do pociągu do Lwowa z postanowieniem przekupienia konduktora. Udało się!! ubożsi o 1200 hrywien zajmujemy swoje miejsca sypialne na górze. Pociąg stary ale przyjemnie się jedzie. Każdy w pociągu pije, na stacjach kwitnie biznes, ok 4 rano dojeżdżamy do Lwowa i mamy do 9 czas aby zjęść kupić upominki i wyruszyć w drogę do granicy. Na dworcu we Lwowie doczepia się do nas masa oszustów, chcą nas zawieźć do granicy za tylko "50 zł za osobe" my oczywiście wiedząc, że zaraz będzie marszrutka za 5 zł czekamy. Panowie nie dając za wygraną schodzą z ceną do 100 hrywien za osobę i wmawiając nam, że w autobusie złamała się skrzynia biegów. Ostatnia oferta była już ciekawa bo wynosiła 100 hrywien za 2 osoby ale nie ufaliśmy osobie, która wozi ludzi samochodem,a nie jest taksówką. Bardzo miły Pan skwitował nasze negocjacje, że jesteśmy "dupa nie turyści, że nie chcemy z nim jechać". Po ok 15 minutach marszrutka przyjeżdża i udajemy się w 2 godzinną podróż do granicy. Po drodze poznajemy 2 polaków i dyskutujemy o Ukrainie, Mołdawii i ogólnych wrażeniach. Na przejściu granicznym niesamowita kolejka Ukraińców ale całe szczęście paszport unii daje nam przywilej przejścia bez kolejki. Po stronie polskiej udaje nam się zabrać do Rzeszowa z poznanym w autobusie polakiem. Z Rzeszowa ok 14 udajemy się do Krakowa, następnie do Bielska-Białej. O 20 zmęczeni ale zadowoleni docieramy do domów.PODSUMOWANIECałkowity koszt tej wyprawy to ok 850-900 zł. W tej kwocie są noclegi, transport, jedzenie na mieście, alkohol, pamiątki i wszystko co chcieliśmy albo nie chcieliśmy ale kupiliśmy. Jedynym godnym polecenia lądowym środkiem transportu jest kolej, transport drogowy jest bardzo męczący i niewygodny.Mogę każdemu polecić wyjazdy na wschód, ceny niesamowicie przystępne, ludzie w większości pomocni, ciekawe krajobrazy i miasta. Podróż po tych dwóch wschodnich krajach pokazałam mi, że żyjemy w pięknym i bogatym kraju i że powinniśmy się cieszyć z tego, że nam się powodzi ponieważ bieda u nas, a bieda tam to są dwie różne rzeczy.
jacakatowice 25 sierpnia 2016 15:38 Odpowiedz
Pierwszy raz na Wschodzie , a ile ciekawych i trafnych obserwacji. ;) Szkoda tylko że zdjęć nie ma. Zwłaszcza tych mniej fotogenicznych rejonów Lwowa itp.
watsky 25 sierpnia 2016 15:44 Odpowiedz
Zdjęcia będą ale póki co nie wiem jak je wrzucić albo pomniejszyć żeby przeszły...
michzak 25 sierpnia 2016 16:04 Odpowiedz
Ja pomniejszam w Paint - Zmień rozmiar i wpisuje warto 25% :) Wysłane z mojego SM-A500FU przy użyciu Tapatalka
watsky 25 sierpnia 2016 16:08 Odpowiedz
W takim razie jutro będą zdjęcia z podróży.
elbe 25 sierpnia 2016 16:11 Odpowiedz
Dawaj zdjęcia bo relacja bez zdjęć to nie relacja 8-)
grzegorz40 26 sierpnia 2016 15:44 Odpowiedz
Prezydent Kaczyński na tej tablicy jakoś bardziej do kardynała Dziwisza podobny ;-)
watsky 26 sierpnia 2016 20:15 Odpowiedz
Reszta zdjęć w niedziele :)
michzak 26 sierpnia 2016 20:43 Odpowiedz
@watsky gdzie taka plaża w Odessie? :P
watsky 27 sierpnia 2016 00:37 Odpowiedz
Idąc bulwarem nadmorskim i mijając stocznie, stadion czernomorca i hotel z delfinarium, to pierwsza napotkaną plaża to jest właśnie ta.